Janusz myślał tylko o sobie, a Stefan ruszył mi na ratunek. Mimo że powiedziałam mu, że już nie chcę z nim być. Moja fascynacja Januszem minęła tak szybko, jak się pojawiła. I oczywiście, nie odeszłam od męża. Spojrzałam na niego całkiem inaczej, na nowo. Chyba znów się w nim zakochałam. Inaczej niż w Januszu. Głębiej.
Zdradziłam chłopaka – tak rozpoczął się list przesłany do redakcji Lelum.pl przez Kasię, czytelniczkę z Warszawy. 22-letnia dziewczyna opowiada nam dlaczego zdecydowała się na romans, mimo tego, że jej facet robił dla niej dosłownie wszystko, a ona czuła się kochana jak nikt inny na tej Ziemi. Zdrada to powszechny problem, który dotyka kilkadziesiąt procent związków. Tak
Zdradziłam męża, mój błąd. Żaden powód do dumy, ale do samobiczowania też nie. Oboje, ja i ten facet, byliśmy pijani, a ja miałam dość sytuacji, w której tkwiłam. Od kilku lat bezskutecznie staraliśmy się z mężem o dziecko. Najpierw zupełnie bez stresu, na zasadzie: uda się, to się uda, a jak nie, to nie.
Krzysiek wiele razy starał się namówić mnie na seks, ale ja albo nie miałam ochoty, albo wykręcałam się bólem głowy. Tak naprawdę bałam się też, że może to zaszkodzić dziecku. Kiedy urodziła się Ania, też zwlekałam z powrotem do życia intymnego. Ciągle byłam niewyspana, więc kiedy malutka zasypiała, ja padałam na twarz.
Kik, ja to miałam na mysli- wiadomo, że każdy mężczyzna kopnąłby taką w doopę na rozpęd, niech idzie do lowelasa, ale czasem życie bardzo zaskakuje i ja wcale bym się nie zdziwiła, jakby ten maż wybaczył smutnej2 i został z nią. a poza tym- rację ma Milord, ona jest teraz zajęta jak najszerszym rozkładaniem nóg przed
Co ja, idiotka, najlepszego narobiłam? Nie dość, że zdradziłam męża, to jeszcze z kim? Z facetem, który uznał, że szantaż to świetny sposób zaoszczędzenia na czynszu! Z przystojniaczkiem, który potraktował mnie jak swoją… sponsorkę! Moja samoocena jako kobiety poleciała na łeb na szyję.
ax8H3W. Najczęściej zdadzają mężczyźni w wieku 39 lat. Ankieta przeprowadzona przez "Illicit Encounters", portal randkowy dla osób będących już w związku, wykazała, że jest to wiek, w którym najczęściej dochodzi do zdrady. Następne w kolejce są lata 49 i 29. Co ciekawe, na stronie jest 18 proc. więcej profili osób z wiekiem kończącym się na 9 niż jakąkolwiek inną cyfrą - informuje "Independent".*Przełomowy moment w życiu, z którym ciężko sobie poradzić, to tylko jedna z przyczyn zdrady. *Ankietowani zapytani o najczęstsze powody niedochowania wierności najczęściej odpowiadali, że jest to niezadowolenie z obecnego życia seksualnego (76 proc.). Na kolejnych miejscach znalazły się: okazja (54 proc.), nuda (46 proc.) i spotkanie z byłą miłością (28 proc.).Autor: Bartosz NowakWidziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@
Do tych wszystkich, którzy się zarzekają, że zdrady nie można wybaczyć, że nie można żyć razem po zdradzie – powiem wam: można. Ale nie jest to łatwe, zwłaszcza, gdy to ty zdradziłaś. Źródło: była klasyka. Miałam 35 lat, poczułam się znowu jak kobieta, a nie jak matka, służąca i kucharka, bo dzieci już większe, bo czasu więcej dla siebie. Wyszłam z przyjaciółkami na babską imprezę, urodziny jednej z nich. A on był taki przystojny. Dzisiaj myślę, że uwiódł mnie już pierwszym spojrzeniem. Zatańczyliśmy, usiedliśmy na chwilę przy barze, a później, gdy koleżanki zaczęły się rozchodzić, zaproponował, żebyśmy jeszcze się razem pobawili, a on mnie odstawi do domu bezpiecznie. To nie było tak, że nie czułam niepokoju. Czułam i ten paradoksalnie kazał mi zostać. Głos jakiś powtarzał: „No przestań, czego się boisz. Nic się nie wydarzy, jesteś na to za mądra”. I nic się nie wydarzyło. Poza długą rozmową, wymianą numerów telefonów, kiedy myślałam, że przecież on i tak się nie na drugo dzień, wstałam jak na skrzydłach. Naładowana energią. Nawet nos na kwintę mojego męża mi nie przeszkadzał. W końcu nie pierwszy raz wstaje zły na cały świat. Trudno. Usmażyłam naleśniki na śniadanie, zrobiłam kakao, wiedząc, że ćwierkam jak nastolatka. Ale nie byłam w stanie nad tym zapanować, nikt też nie pytał o powód mojego dobrego SMS-a po weekendzie. W poniedziałek, po 14-tej. „Dziękuję za przemiły wieczór. Fajnie by było to jeszcze kiedyś powtórzyć”. Myślisz sobie: „What the fuck?”. Eee no było miło, ale że co? Ja męża przecież mam. I myślisz, jak odpisać, żeby nie urazić, żeby nie przerwać tego miłego flirtu, ale też nie pójść za daleko. Dłonie mi się spociły. Odliczałam – 17 minut, po takim czasie mogłam mu odpisać nie wychodząc na jakąś wariatkę, która rzuca się na telefon po jego SMS-ie. „Też dziękuję. Może kiedyś”. Nie, a może lepiej: „Też dziękuję. Czemu nie?”. Ostatecznie poszło: „Też dziękuję. Może kiedyś będzie okazja”. No i okazja się trafiła, okazała się słowem kluczem. Bo po klikudniowej wymianie SMS-ów, w stylu „Co robisz?”, „Co słychać?”, „Jak mija ci dzień?”, „Wyspana?”, okazało się, że dostał awans i zaprasza na nie jest tak, że rzucasz wszystko i lecisz. Ale przychodzi ten jeden moment, taka bardzo maleńka chwila, kiedy myślisz: „Uciekaj, daj sobie spokój, masz męża, dzieci”, ale udajesz, że nie słyszysz. Wolisz sobie wmówić, że to tylko kolacja, że do niczego przecież nie dojdzie, jednocześnie marząc o tym, żeby jednak doszło. Jesteś sztywna, spięta, ale on tak prowadzi rozmowę, że rozluźniasz się. Przestajesz myśleć o dzieciach, wyrzuty sumienia gdzieś uciekają, choć trzy razy wsiadałaś z powrotem do auta, nim weszłaś do restauracji. „Służbowa kolacja, mamy nowego klienta” – powiedziałam w później miałam wyjazdy służbowe, potrzebowałam weekendu, żeby odpocząć od dzieci, nagle miałam się spotkać gdzieś w Polsce z dawno niewidzianą przyjaciółką, jeszcze ze szkoły średniej. W końcu ktoś we mnie zobaczył kobietę, nieobarczoną dwoma ciążami, porodami, niewycierającą nosa dzieciom i nieklepiącą kotletów na niedzielny obiad. Czułam się seksownie, kobieco, wiem, że byłam pożądana. To, jak na mnie patrzył, nie musiał nic mówić. Lubiłam się dla niego ubierać, kupować bieliznę, staranniej niż zazwyczaj układać włosy, robić miałam wyrzuty? Nie chciałam wtedy o nich myśleć. Myślałam, że wszyscy są winni, tylko nie ja, że tak się stało. Najbardziej winny był mój mąż, który przestał mnie adorować, przestał już dawno patrzeć na mnie w taki sposób. Stał się taki codzienny, powszedni, jak nabyta rzecz, stała każdego dnia. Dzieci? Tłumaczyłam sobie, że dzięki temu romansowi jestem lepsza dla dzieci. Mam więcej cierpliwości, jestem szczęśliwsza, częściej się uśmiecham, mam ochotę pobawić się z nimi, poczytać książkę wieczorem, wyjść z nimi na basen. Jakby ten jeden świat podłączał mi akumulator do funkcjonowania w mama spytała, co się dzieje. „O co ci chodzi?” - spytałam lekko, choć ścisnęło mnie w żołądku. „Jesteś jakaś inna”. Zaatakowałam ją, że jak chodzę smutna to źle, jak szczęśliwa też źle. Że nikomu nie można dogodzić, a ja po prostu w końcu zadbałam o siebie. „Rozejrzyj się, ile tracisz” – powiedziała i wyszła niosąc na tacy ciasto i kawę – wpadliśmy do niej na niedzielny obiad i wtedy moja wieża z kości słoniowej zaczęła trochę się kruszyć. „Dzisiaj nie mogę” – napisałam do niego. Nie wyszłam. Zostałam w domu. „Miałaś iść do kina” – powiedział mąż. „Chcę z wami posiedzieć”. Rozglądałam się. Mam dwójkę dzieci – fajnych, mądrych, coraz bardziej samodzielnych. Mąż grał z nimi w planszówkę, pomyślałam, jak dawno wspólnie nie graliśmy i nagle ogarnął mnie ogromny żal. To jego spytali, co będzie na kolację, jakby mnie nie było. „Co się stało?” - spytała córka, a łzy nie chciały przestać mi płynąć. Mogłam tylko wydukać, że ich kocham. To była trudna noc. Noc sam na sam ze sobą, robiącą rachunek sumienia. Nad ranem obudziłam męża. Choć on chyba nie spał. „Kochasz mnie jeszcze?” - spytałam. Teraz on płakał. Nie zasłużyłam na te łzy i na jego miłość. Przez pół roku byłam daleko, bardzo daleko. Teraz dopiero to do zdrady nigdy nie powinniśmy się przyznawać. Powiedziałam mu wszystko od początku. „Kocham cię, przepraszam, zrozumiem, jeśli teraz spakujesz się i wyjdziesz”. Nie wyszedł. Przeniósł się na kanapę. To było upokorzenie, które musiałam przełknąć. Nie odzywał się. Ale też nie wyprowadził się. Nie naciskałam. „Spotykasz się z nim jeszcze?” – spytał w końcu. „Nie. Skończyłam to, zmieniłam numer telefonu” – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. „Możesz sprawdzać mi telefon” – dodałam. To on wyznaczał zasady, wiedziałam, że jeśli nie chcę go stracić, muszę sprawić, by znowu mi uwierzył. To nie było łatwe. Wstyd, strach, obrzydzenie – wszystko się w tobie miesza. Bo nagle rozumiesz, że to, co było dla ciebie najważniejsze, możesz stracić. Głupia? Że teraz dopiero to zobaczyłam. Nie mam nic na swoją obronę. Absolutnie terapię. To wtedy usłyszałam, że przez kilka lat byłam skupiona tylko na dzieciach, jego właściwie nie było. Każdą propozycję spędzenia wspólnie czasu zbywałam wymówkami – dziećmi, zmęczeniem, jego fanaberią. Miałam wrażenie, że stoję przed sądem, gdzie jestem oceniana za wszystkie krzywdy, gdzie nagle ktoś po latach rozlicza mnie z tego, jaka byłam… A później – później byłam tylko ja. Ja wracam do pracy. Ja staram się o awans. Ja muszę zadbać o siebie. Ja musze iść na siłownię, wyjechać z przyjaciółkami. Znowu nie było jego w moim życiu. Słuchałam tego, co mówił i chciałam uciec. Uciec i nie wracać, nie mierzyć się z tymi zarzutami. Dlaczego? Bo miał, k...a, rację. Naprawdę. Tu już nie było miejsca na korygowanie się, na przerzucanie winą. Tak, ja też mówiłam, że za mało się starał, że tak szybko ze mnie zrezygnował, że nie złapał mocniej za rękę, gdy widział, że się oddalam. "Pozwoliłabyś mi się zatrzymać?" - spytał. Nie wspólnej terapii. Nie padliśmy sobie w ramiona. „Spróbujmy. Ale tylko ten jeden raz” – powiedział mi wtedy. Znowu zaczęłam w nim dostrzegać faceta, w którym się zakochałam, który mnie rozśmieszał, zabrał do kina i sam załatwił opiekę nad dziećmi, kupił bilety na mój wymarzony na koncert. A ja? Zmieniłam pracę. Mniej stresu, ta sama kasa, i więcej czasu dla rodziny, dla stanęliśmy na głowie. Zmierzyliśmy się z naszymi słabościami, z naszymi ułomnościami i nagromadzonymi przez lata pretensjami. I wiecie? Wyszliśmy z tej bitwy zwycięsko. Mam przy sobie kochającego mnie faceta, ojca moich dzieci, który dba o siebie, wygląda świetnie. Który zabiera mnie na romantyczny weekend. Jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. Kocham i jestem kochana. Czasami wracam do tego, co było. Już tak nie boli. Patrzę na to jak na lekcję. Kiedyś, pod koniec terapii spytałam, gdzie byśmy byli, gdyby to się nie zdarzyło. Na pewno nie w tym miejscu, w którym jesteśmy dzisiaj. Nie zawalczylibyśmy o on? Dobijał się jakiś czas, przyjechał do mojej pracy. Ale to był mądry facet. Wycofał się, zrozumiał. Za to mu dziękuję dzisiaj. Za to, że wtedy pokazał mi, że warto walczyć o siebie, a w efekcie o to, co dla mnie w życiu najważniejsze. Paradoks? Tak. Ale takie rzeczy się dzieją. Siedzę pod kocem. Pali się lampka nocna. Cały dom już śpi. A ja myślę, jakie mam szczęście. I łzy mi płyną z jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
napisał/a: karoolajn90 2012-03-28 15:50 Jestem z Pawłem prawie pół roku. Poznaliśmy się na imprezie coś zaiskrzyło, na początku ja starałam się wyprzeć z mojej głowy to uczucie bo nie chciałam ładować się w związek. Zwłaszcza,że byłby to związek na odległość -miasta oddalone od siebie o 300 km. Jednak postanowiłam spróbować, na początku nie było to z mojej strony jakieś wielkie uczucie, jednak z czasem z każdym kolejnym wspólnie spędzonym weekendem utwierdzałam się w przekonaniu, że to jednak ten facet. Tylko, że... całkowicie różnimy się od siebie - On - 24lata ułożony, lubi mieć wszystko zaplanowane, bardzo nie lubi, gdy coś idzie po jego myśli (przykład - zrobiłam mu niespodziankę przyjechałam do Niego w walentynki, mimo ze ustalalismy inaczej, on mial do mnie przyjechac dzień po walentynkach - Jego reakcja złość, że przecież nie tak miało być, że on nie zdążył zrobić tego co zaplanował, później wiadomo przeprosił, ale to już nie było to samo, moja radość zgasła), lubi spotykać się z ludźmi, lubi imprezy, ale wszystko z ogromnym umiarem. Ja - 22 lata - szalona, rozrywkowa, bardzo spontaniczna. Wiedział o tym doskonale, od samego początku, nie przeszkadzało mu to. Jednak z czasem zaczął stopniowo dyskretnie starać się mnie zmienić. Jak to powiedziała moja przyjaciółka: "Znalazł ładną dziewczynę, pomyślał - dobrze wygląda, pozmieniam jej tylko wszystko w głowie i się nada". Robił awantury o każdą imprezę, przeszkadzało mu to, że piję alkohol. I ten brak akceptacji mojej osoby narastał. Ja starałam się i to bardzo zmienić, bo bardzo mi na nim zależało i nadal zależy i wiele udało mi się zmienić w moim bardzo lekkim podejściu do życia. Jednak nie da się całkowicie zmienić swojego charakteru i stylu życia. Na początku myślałam, że dam radę, ale czas to zweryfikował. Przy Pawle byłam taką osobą jaką on chciał, abym była i ja dobrze się czułam będąc z Nim, taką właśnie osobą. Jednak kiedy wracałam do siebie, wracałam do dawnej osobowości, nie kompletnie nie takiej jak przez związkiem, ale czułam się sobą. I zaczęłam się w tym gubić, czy chcę być taka jaką Paweł chce abym była? czy Ja tego chcę? Czy robię to tylko ze względu na miłość do Niego? Jaki w takim razie ma sens związek, w którym partner nie akceptuje mnie takiej jaką jestem? Zaczęły pojawiać się wątpliwości. Ale wiedziałam, że uczucie do Pawła jest ogromne, takie jakiego nigdy jeszcze nie czułam, więc postanowiłam, że warto i brnęłam w to dalej. Kolejna sprawa - jego brak zaufania i chorobliwa zazdrość. Ale nawet to starałam się akceptować. Akceptowałam go w pełni z jego wadami i zaletami on mnie nie. Paweł gra w futbol, jest to jego pasja. Co łączy się z częstymi treningami, wyjazdami na mecze w weekendy. Ja po 2 miesiącach związku, wróciłam do swojej dawnej pasji - śpiewania. I Paweł nie widział w tym niczego dobrego, dla niego był to tylko problem, bo przecież moje weekendowe wyjazdy na wesela burzą nasze plany, nie mogliśmy się widzieć tak często jak byśmy chcieli. Nie był w stanie tego zaakceptować, robił awantury. A mi przecież przez myśl mi nie przeszło, żeby zabraniać mu wyjazdów na mecze, bo przecież to JEGO PASJA, rozumiałam to doskonale. Mogłabym wymieniać w nieskończoność przykłady. Ja zaakceptowałam jego znajomych, mimo ze to całkiem inne towarzystwo, ba nawet ich polubiłam. On moich wcale... tak naprawdę nawet nie próbował. Chciał mieć mnie na wyłączność i całkowicie przenieść mnie do swojego świata. I miałam to zrobić... w czerwcu zostawić moje dotychczasowe życie i zamieszkać z Nim. Ale stało się coś strasznego... mieliśmy ciężki okres, skumulowało się wszystko, wszystkie moje niepewności, wątpliwości, czy to na pewno to? czy tak wygląda miłość? czy będę szczęsliwa w takim związku. Zaczęło się nakręcanie mnie przez przyjaciół, znajomych, że to nie ma sensu, że taki związek nie ma prawa bytu, że nie będę szczęsliwa. I w tych chwilach słabości zrobiłam coś czego w życiu bym się po sobie nie spodziewała... po jednej z imprez zdradziłam go, trwało to chwilę, moment 10 minut po których ocknęłam się i uciekłam żałując tego od pierwszej chwili. Ale zrobiłam to, stało się. Za dużo już napisałam więc teraz w skrócie: dowiedział się, zostawił, powiedział, że nigdy nie będzie mogł mi wybaczyć. Jednak dał nadzieję, nie powiedział żebym odpuściła, pozwolił mi walczyć. Wiem, że będzie to bardzo długi proces Skazałam go na ogromne cierpienie, zdaje sobie z tego sprawę, nie szukam usprawiedliwienia bo nie ma usprawiedliwienia dla mojego czynu. Kocham go, wiem ze to zabrzmi dziwnie i wiele osób mnie skrytykuje ale to wydarzenie upewniło mnie w tym, jak bardzo Go kocham. Tylko, że teraz po paru dniach zaczynam racjonalnie myśleć, czy to ma sens? Czy chcę o Niego walczyć, przez poczucie winy, czy naprawdę chcę z Nim być? Jestem totalnie rozbita, wraca przeszłość, analizuje każdy element naszego związku. Co robić? napisał/a: lisbeth871 2012-03-29 08:09 Uważam że nie powinnaś walczyć. Za dużo już się poświęciłaś dla niego Związek polega na tym aby akceptować drugiego człowieka a nie go zmieniać lub "tworzyć" idealną/oczekiwaną wersję partnera. Można oczywiście próbować pracować nad wadami partnera, ale trzeba też je umieć zaakceptować. Z twojej wypowiedzi wynika że bardzo się chciałaś zmienić dla niego, ale tym samym zatraciłaś samą siebie. I to jest złe. Nie można rezygnować z własnego życia, swoich pasji czy sposobu spędzania wolnego czasu. Nie można się bać (tu może być trochę odbieganie) robić tego na co się ma ochotę. Gdybyś zamieszkała z nim musiałabyś się dostosować (za pewne) to jego "rytuałów", które albo by cię wypaliły albo sfrustrowały. Moim zdaniem byliście nie dobraną parą. Zdrada... Co zrobisz to twoja decyzja, ale miej świadomość że w ten sposób (starając się by ci wybaczył) możesz całkowicie mu się podporządkować/ oddać i on może na to czekać. Może cię mieć pod kontrolą a także wypominać przy każdej kłótni lub przy twoim wychodzeniu na imprezę. Cieszę się że zdajesz sobie sprawę, że zrobiłaś błąd, że żałujesz. Pamiętaj że w związku masz być szczęśliwa, akceptowana, szanowana. Jeżeli żle się czujesz w związku to nie ma sensu go kontynuować. napisał/a: benia1985 2012-03-29 08:09 sobie po prostu na pytanie czy to on jest facetem z którym chcesz spędzic reszte zycia, z Nim mieć dzieci, jemu gotować, budzic siecodziennie przy Nim....przy Nim sie starzeć i spędzać każdy dzień swojego zycia,problem w tym, że zrobiłaś cosokropnego i ja na Jegomiejscu nie wybaczyłabym Tobie! Zdradziłas raz zrobisz to kolejny raz. napisał/a: pharun 2012-03-29 08:09 Ehh... dziewczyno, dziewczyno... nie ocenię Cię. Serio. Nie pochwalam zdrady, uważam ją za złą i za zbrodnie przeciwko uczuciom drugiego człowieka, ale... ale Cie nie ocenię bo wiem jak to jest jak inna osoba najpierw mówi że Cię kocha takim jakim jesteś a potem zmienia wszystko, ale to dosłownie WSZYSTKO w Tobie i narzuca swój sposób życia. Zdradziłaś - stało się i czasu nie cofniesz, ale nie na tym będziemy się skupiać. Przedstawię Ci moje subiektywne zdanie, ale pamiętaj że to zdanie osoby która miała podobne sytuacje dokładnie 4 razy (tak jest - moje 4 poprzednie dziewczyny (gdzie za każdym razem związek trwał minimalnie półtora roku, a najdłużej prawie lata...). Przejdźmy do meritum: Twój związek z tym mężczyzną nie ma sensu. Serio. Znam ludzi o takim jak on charakterze - zawsze narzucają swoje zdanie, zawsze ich musi być na wierzchu, nigdy nie widzą swojej winy, nie dostrzegają poświęcenia drugiej osoby i nigdy, ale to NIGDY nie będziesz wystarczająco dobra żeby sprostać jego oczekiwaniom bo w momencie kiedy będziesz myślała że już przeskoczyłaś postawioną przez niego poprzeczkę to on ją podniesie i wymyśli sobie nowe wymaganie. Tak jak napisałaś - nigdy nie zaakceptuje Cię takiej jaką jesteś - on potrzebuje gliny z której może sobie lepić to co mu się podoba, a jak wiadomo każdą glinę na początku trzeba zmiękczyć - on Cię właśnie przez cały ten czas zmiękczał - powoli, delikatnie, subtelnie - wzbudzał w Tobie wyrzuty sumienia, krytykował to co Twoje a w zamian dawał to co jego. Chcesz znać moje zdanie? Uciekaj. Popełniłaś błąd - zdradziłaś - ok, to źle, ale otworzyło Ci to oczy bo się zastanawiasz czy warto w tym trwać - otóż nie warto - on Ci NIGDY nie wybaczy, NIGDY nie zapomni i mało tego - nie pozwoli żebyś Ty kiedykolwiek o tym zapomniała. Przy każdej kłótni, każdej sprzeczce będziesz dostawać kosę w postaci "Tak? Świetnie, przypominam Ci tylko że to nie ja Cię zdradziłem!". Jesteś na to gotowa? Wątpię. Chcesz żyć w takim związku? Nie wydaje mi się... tym bardziej że sama napisałaś że to może być powrót tylko i wyłącznie dlatego że czujesz wyrzuty sumienia. Na tym powinno się budować związek? Masz teraz dobry moment - możesz się od niego oderwać i iść w swoją stronę - fakt że zdradziłaś pokazał Ci jedno - nie zostaniesz sama bo znajdziesz sobie mężczyznę - nie musisz tego robić od razu, nie musi to być przecież pierwszy lepszy, ale znajdziesz. Jesteś młoda - masz 22 lata, ja ze swoją narzeczoną spotkaliśmy się na koniec studiów mając 24 (ja prawie 25 lat) więc na tym jednym facecie świat się nie kończy. W każdym związku gdzie jedna osoba stara się totalnie zdominować drugą w końcu dochodzi do pęknięcia - natura ludzka nie jest przystosowana do bycia totalnie podległym. Uciekaj dziewczyno-serio uciekaj- to najlepszy moment! Jeżeli wrócisz to on stłamsi Cię do reszty - będziesz się starać jak głupia, stawać na głowie żeby on tylko "wybaczył" a on tego nie zrobi nigdy, a sam starać się nie będzie bo "teraz Twoja kolej - za to co mu wyrządziłaś". Z tego co piszesz wnioskuje że masz silny charakter, że nie popadłaś w totalną rozpacz i beznadzieję, naprawdę logicznie o tym wszystkim myślisz - życzę Ci powodzenia i tylko mały pstryczek w nos na sam koniec - nie zdradzaj - zdrada jest "be". Trzymaj się! napisał/a: lisbeth871 2012-03-29 08:15 Mila84 napisal(a): Zdradziłas raz zrobisz to kolejny raz. bez przesady... Jednym "skokiem w bok" można rozwalić relacje z partnerem, zniszczyć związek, utracić jego zaufanie, owszem (wiem coś o tym), ale nie znaczy to że będą kolejne "wpadki". Jeśli wyniesie się z tego odpowiednie wnioski, potraktuje to jako doświadczenie, to już tego błędu nie popełni, zwłaszcza jak trafi na idealnego dla siebie partnera napisał/a: karoolajn90 2012-03-29 09:45 Napisał mi wczoraj rano, żebym dała mu na razie spokój... zrozumiałam, chociaż z ogromnym trudem przyszło mi nie pisanie do Niego. W nocy sam się odezwał... każda wiadomość od Niego, jest dla mnie ciosem. Bo kiedy nie rozmawiamy ze sobą, staram się myśleć racjonalnie. O tym jak było przed zdradą, jakby dalej wyglądał nasz związek, gdybym nie zdradziła i przede wszystkim o tym co by było, gdyby dał mi szansę... I wtedy myślę, że powinnam odpuścić, mimo tego, że strasznie Go kocham. Ale wtedy on pisze, pisze tak strasznie bolesne słowa, ma rację, rozumiem go, wiem jak okropnie cierpi i wtedy bez zastanowienia od razu wiem, że chcę o to walczyć, że to ten facet. I to pogłębiające się poczucie winy - JAK MOGŁAM MU TO ZROBIĆ? Zrobić to człowiekowi, którego bardzo kocham. Wasze odpowiedzi potwierdzają moje myślenie. Ale ja nie potrafię, jestem okropnie rozdarta. Mam dodatkowe wyrzuty sumienia, że zdradziłam, zawiodłam Go tak strasznie, a teraz jeszcze dodatkowo się zastanawiam czy chcę z Nim być? Przecież powinnam walczyć i robić wszystko, żeby go odzyskać. I tak w kółko - raz myślę, że nie jesteśmy sobie pisani, że było wiele, naprawdę wiele cudownych chwil, ale to może jednak nie to. I po jakimś czasie myślę zupełnie inaczej, że przecież go kocham i jeżeli dałby mi szansę, zrobiłabym wszystko, żeby naprawić nasz związek. Dni mijają... ale wcale nie jest lepiej, wręcz przeciwnie ból jest coraz większy. Serce pęka, a oprócz tego ten okropny mętlik w głowie. Kompletnie nie wiem co robić, co myśleć, jak zachowywać się w stosunku do Niego, co pisać?... napisał/a: lisbeth871 2012-03-29 10:13 może na razie nic nie pisz. On opisuje ci swój ból przez sms, może odetnij się od tego. Schował gdzieś telefon, daj sobie kilka dni na spokojnie, bez emocjonalne przemyślenia. On też musi ochłonąć i potrzebuje na to czasu. napisał/a: sorrow 2012-03-29 13:28 karoolajn90, pozostaje powiedzieć, że nie ma tego złego. Wiem, że cię to męczy, ale powinnaś się jedynie cieszyć z tego, że masz i odczuwasz wyrzuty sumienia. To świadczy o tym, że wewnętrznie nie zgadzasz się z tym, co się stało. To zdrowy objaw i podejrzewam, że spora ilość osób by ich nie odczuwało. Człowiek głównie zmienia się na podstawie własnych doświadczeń. To, co twój chłopak próbował przez kilka miesięcy prośbą i groźbą (mniej bycia "szaloną", mniej rozrywkowości, mniej alkoholu) dopiero teraz do ciebie trafi, bo w dużej mierze te właśnie cechy, czy styl życia doprowadziły do zdrady. Jestem przekonany, że następny chłopak będzie miał z tobą więcej szczęścia, bo będziesz już wiedziała czym się kończą pewne zachowania. Jeśli chodzi o obecną sytuację, to niestety będziesz musiała to "odchorować". Wasz związek miał krótki staż, więc pewnie mimo kłopotów byliście w sobie ciągle zakochani... dlatego boli mocniej. Nie masz jak cofnąć czasu, więc problem nie zniknie w magiczny sposób. Z czasem pogodzisz się z tym, co się stało... nie będziesz z siebie dumna, ale zrozumiesz, że zadręczanie się w nieskończoność nic nie daje. Wyciągnij odpowiednie wnioski i ruszaj dalej w życie... raczej z innym partnerem. napisał/a: ~gość 2012-03-29 15:23 A co robiłaś przez te dziesięć minut ? Bo całowanie to nie zdrada :) napisał/a: Veriolla 2012-03-29 15:59 Zdradziłaś- zniknij z jego życia. napisał/a: ~gość 2012-03-29 17:42 dr preszer napisal(a):A co robiłaś przez te dziesięć minut ? Bo całowanie to nie zdrada Całowanie to tez zdrada..ale wlasnie co robbilas? napisał/a: karoolajn90 2012-03-31 09:58 zdradziłam... i to nie całowaniem... Dalej nie wiem co robić, niby zaczynam myśleć racjonalnie, emocje opadły i wszystko i wszyscy mówią, że powinnam odpuścić, ale nie potrafię, chcę z Nim być, bez względu na to jak było i jak wyglądałoby to teraz, co się ze mną dzieje??
zdradziłam męża na imprezie